piątek, 20 lutego 2015

24. Dead cz. II

HALO HALO PAMIĘTACIE NASZ UKŁAD?
KOMENTARZE - ROZDZIAŁY 
PRZEPRASZAMY ZA OPÓŹNIENIE XO
 Rozdział jest przetłumaczony przez nas dwie po trochę.


- Zgubiliśmy się. - stwierdziłam.
- Nie zgubiliśmy. Wiem dokładnie gdzie jesteśmy. - zaśmiał się Justin. Zerknęłam na niego i wyjrzałam za okno by zobaczyć że jest czarno jak smoła*.
Jechaliśmy po jakiejś polnej drodze zaledwie pięć minut. Przejechaliśmy już całe Stratford. Zatrzymaliśmy się w McDonaldzie gdzie Justin postanowił wydać prawie 50 dolarów na jedzenie tylko dla nas dwojga. Mówiłam, że chce tylko BigMaca. Chyba w jego umyśle to oznacza "Chce wszystko z kuchni". Kiedy powiedział że nie wie gdzie jedziemy, naprawdę tego nie wiedział.
- Oh serio? To gdzie teraz jesteśmy? - zachichotałam.
- Jesteśmy.. - urwał - Jesteśmy w Kanadzie. - odwrócił głowę w moją stronę i się uśmiechnął
- Oh naprawdę? Nie zdawałam sobie z tego sprawy. - uśmiechnęłam się. - Justin stop! - krzyknęłam, odwrócił swoją twarz ode mnie i natychmiast zahamował. - Prawie zjechaliśmy z klifu! - spojrzałam na niego.
- Wow, jesteśmy na klifie? - zapytał patrząc z przodu - cool - uśmiechnął się.
- Jesteś dziecinny jak na osiemnaście lat. - zaśmiałam się.
- A ty jesteś za seksowna na piętnaście lat. - mrugnął do mnie. Wywróciłam oczami, odpięłam pasy i wyszłam z samochodu. - woaah. - szepnęłam.
- Widać stąd praktycznie całe Stratford. - stanął obok mnie. Pstryknął palcami, znikąd. - mam pomysł. Stań tam.
Zmarszczyłam brwi i poszłam do wyznaczonego miejsca. Wsiadł do samochodu i odpalił go, zanim zaczął zjeżdżać w dół szlaku. Moje oczy się rozszerzyły. Czy to jakiś chory żart?
- Justin! - krzyknęłam. Czy ten chłopak miał zamiar mnie tu zostawić?
Usłyszałam opony samochodu ocierających się o ziemie i kamienie. Samochód nawrócił i stanął metr od krawędzi tyłem ciężarówki.
- Myślałam że chcesz mnie tu zostawić. - zadrwiłam
- Zostawić cię? Nigdy.- uśmiechnął się siadając na tyle ciężarówki i wyjmując torby z jedzeniem,
 - Potrzebujesz windy? - uśmiechnął się do mnie.
- Nie, chcesz zobaczyć tylko moją sukienkę. - stwierdziłam, krzyżując ręce na piersi zanim niego weszłam.
- Czy ja wiem, lepiej byłoby gdybym zobaczył ją w negatywie*.. - uśmiechnął
- Wsiadaj.- roześmiałam się, klepiąc go po plecach. Zaśmiał się i wciągnął mnie na ciężarówkę obok niego. Westchnął i otworzył torbę z frytkami.
- Cholera, jest zimno. - mruknął.
- Ale to nie znaczy, że nie jest dobrze. - uśmiechnęłam się biorąc pare frytek do moich ust. Zaśmiał się i wzruszył ramionami zanim zaczął jeść.
- Wiesz to jest idealna pierwsza randka. - powiedziałam
- Siedząc na tyle starej, brudnej ciężarówki, na skraju przerażającego urwiska o dziewiątej wieczorem. Aha, i jeść zimne jedzenie z McDonalda. To jest do bani. Powinienem cię wziąć po prostu gdzieś na obiad. - westchnął.
- Nie, siedzimy na tyle ładnej, niebieskiej ciężarówki twojego dziadka, jedząc zimne ale dobre jedzenie z McDonalda, patrząc na piękne światła, oświetlające Stratford. - uśmiechnęłam się. - Wolę to od wymyślnej restauracji każdego dnia. - uśmiechnęłam się jeszcze raz. Zaśmiał się i pochylił, przyciskając swoje usta do moich.
- Jutro jest nasz pierwszy tydzień - powiedział. - a mamy spędzić go w szkole. Jak miło. - skrzywił się.
- Ja lubię szkołę. - zaśmiałam się.
- Oh, oczywiście, bo jesteś frajerem. - uśmiechnął się do mnie
- Nie jestem! - wyśmiałam go i szturchnęłam.
Zaśmiał się i przewrócił oczami na mnie.
- Hej, pamiętasz jak mówiłem że nigdy się nie zakocham.. że nie gram w te gry i nie wierzę? - powiedział opierając głowę o tył ciężarkówki i obejmując mnie.
- Mhmm. - wymamrotałam
- Skłamałem. - szepnął. - Ja wierzę w miłość.. - powiedział cicho.
- Czemu skłamałeś? - spytałam.
- Nie chciałem wyjść na mięczaka. Z resztą, to chyba do bani, no nie? - zapytał. - Miłość kończy się na złamanym sercu. - wzruszył ramionami.
- Nie zawsze. - uśmiechnęłam się.
- Myślisz, że mogłabyś kiedykolwiek się we mnie zakochać? - zapytał mnie przygryzając wargę. Spojrzał mi w oczy, a ja już wiedziałam że moja odpowiedź była twierdząca.
- Tak, myślę że mogłabym. - szepnęłam.
- To dobrze. - skinął głową. - Bo ja myślę że też bym mógł. - Uśmiechnął się, wracając wzrokiem na oświetlone miasto.
- Trzy tygodnie Justin. - westchnęłam.- Znam cię przez trzy tygodnie a zmieniłeś moje życie tak bardzo. - wymamrotałam. - Nauczyłeś mnie stawiać się moim rodzicom, i walczyć o to. czego pragnę. - przygryzłam wargę. - dziękuje.- uśmiechnęłam się.
- Nie ma problemu, kochanie - mruknął. - Ty, uh też  mnie troche zmieniłaś.. - powiedział. - to takie dziwne dla mnie.. Jestem przyzwyczajony do oglądania losowych dziewczyn na ulicy. Nie gniewaj się czy coś ale oceniałem je. - powiedział.
- Oceniałeś? - Zmarszczyłam brwi
- Tak, to takie coś.. Chaz Ryan i ja robiliśmy to cały czas. Za każdym razem ocenialiśmy ją na ciało, twarz, i czy nadaje się do ruchania. - przygryzł wargę, zaśmiałam się i wywróciłam oczami. Nigdy nie powiedziałem tego Chazowi lub Ryanowi ale oceniałem je też na osobowość.. zdzirowata, glamour, głupia.. - wzruszył ramionami.
- A mnie jak oceniasz? - zapytałam. przygryzł wargi ponownie. - Tylko szczerze! - Pewnie dostanę 0 za tłuszcz i "grubiański" za osobowość.
- Cóż dla ciała, twarzy i czy nadajesz się do ruchania, masz wszystko na dziesięć. - mrugnął. Wywróciłam oczami. - Jestem szczery! - zaśmiał się. - A na początku twoja osobowość ma świetny, duży, gruby napis "FRAJER" - znów puścił mi oczko. - Zadrwiłam i szturchnęłam go. - Ale to się zmieniło w miła, zabawna, piękna, niesamowita aż do moja dziewczyna. - znów mrugnął. - Teraz każda dziewczyna którą mijam, ma ode mnie wielkie zero. Ryan powiedział że jestem na bity**.. I zgadzam się Eden Mary Perry, masz mnie na łańcuchu i jestem z tego dumny. Słyszysz Stratford?! JESTEM BITY I DUMNY. - krzyknął do zimnego powietrza nad Stratford, wywołując mój śmiech.
- Jesteś za słodki. - zaśmiałam się.
- Wiem - mruknął i cmoknął moje usta raz, drugi, trzeci aż w końcu przy nich został. Położyłam dłonie na jego szyi, pozwalając mu się całować, poczułam jego język, przejeżdżający po mojej wardze. Odsunęłam się.
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Um.. całuje cię? - skrzywił się zupełnie zdezorientowany.
- Z językiem? - spojrzałam na niego z wyższością.
- Kochanie,, uh, czy kiedykolwiek.. - uśmiechnął się, można rzec powstrzymując śmiech. - robiłaś to z jakimś facetem? - zapytał.
- Całowałam się wcześniej, Justin. - skrzyżowałam ręce.
- Nie, miałem na myśli.. z językiem? - Zapytał. Poczułam jak krew spływa do moich policzków i robię się jaskrawoczerwona. - Awh, moja mała dziewczynka jeszcze się temu nie podjęła.- zaśmiał się przyciągając mnie bliżej.
- Zamknij się, nie byłam wcześniej wyuzdana. - stwierdziłam.
- Dobrze, więc nie wiem co to znaczy ale coś czuję że mnie obraziłaś. - skrzywił się,
- Nazwałam cię graczem. - westchnęłam
- To było kiedyś - przewrócił oczami. - Spójrz, to proste, po prostu pozwól mi to pokazać.- powiedział.
- Nie wiem. Co jeśli jestem do bani? To jest naprawdę dziwne.- jęknęłam.
- To nie jest dziwne - próbował stłumić śmiech. -Patrz, po prostu rób to co ja, okej?-zapytał, znów  przyciskając swoje usta do moich. Podałam się i zaczęłam go całować.- Okej, yeah, to nie działa. - burknął, odsuwając  się ode mnie.
- Źle całuje.  Niech to, mówiłam ci.- wskazałam  na niego.
- Nie. -zaśmiał się. - Kochanie, dobrze całujesz, to wina pozycji w jakiej siedzę. To trochę trudne całować cie z szyją wykęconą w ten sposób. -powiedział - Usiądź mi na kolanach. - poklepał się po udach.
Spojrzałam na nieg jak na idiotę.
- Nie. - skrzyżowałam ramiona. 
- Dawaj, to nic złego.  - zaśmiał się - Proszę?-wydął wargi.
Przewróciłam  oczami i przeniosłam moja ciało na jego kolana. Zaśmiał się i przesunął swoją nogę na drugą stronę, więc usiadłam na nim okrakiem. 
- Czuje się gruba. Czy ja łamię twoje nogi?-zapytałam. 
-Nie jesteś gruba. I teraz nie siedzisz mi na kolanach. - uśmiechnął się głupio.
Spojrzałam w dół i gwałtownie nabrałam powietrza. 
- Koleś, nie fajnie. - krzyknęłam, cofając się, wiec teraz  teraz siedziałam na jego  udach a nie... Bieber Juniorze.
- Co? - powiedział, wybuchając śmiechem.
Przewróciłam oczami i popatrzyłam w bok krzyżując ramiona.
-Aw, skarbie. Nie bądź zła. - zagruchał.
- Robisz sobie ze mnie żarty. - westchnęłam. - Przepraszam, że nie jestem taka cholernie doświadczona jak ty.- spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie nabijam się z ciebie. Nie chciałem w żaden sposób tego robić.  Jesteś urocza. - uśmiechnął się do mnie. Nachylił się aby mnie pocałować, ale wymknęłam się i pocałował tylko mój policzek. 
- Skarbie, daj spokój.  Pozwól mi dać ci trochę doświadczeń.- westchnął, składając małe pocałunki na mojej szyi 
- Jeden warunek.- powiedziałam.  
Spojrzał na mnie. 
- Nie możesz nikomu powiedzieć. Nie Chazowi. Nie Ryanowi. Nawet w twoich snach. - zmrużyłam oczy.
- Cross my heart and hope to die.* -  uśmiechnął się uderzając swoimi ustami o moje.
Oddałam niepewnie pocałunek.Co pomyśli gdy dowie się, że jestem fujarą w tej dziedzinie? Nie długo po tym jego język wysunął się w poje usta ponownie. Otworzyłam usta odrobinę. Widziałam ckliwe filmy. Miejmy nadzieję, że czegoś się nauczyłam. Poczułam jego język w buzi, splątany z moim. Załapałam o co chodzi i odwzajemniłam pocałunek. Motyle w moim żołądku latały szybciej i szybciej.
- Mm...- usłyszałam jęk Justina w moich ustach, wysyłający wibracje nad moim językiem. Popchnął mnie, więc leżałam na zimnym  tyle samochodu. Wisiał nade mną, masując, ocierając sie o moją nogę  podczas całowania. Okej, pozwolę mu na to. Ale jeśli będzie próbował rozpiąć mój stanik - spoliczkuje go. Poczułam ruch samochodu. Zmarszczyłam brwi i odsunęłam się.
- Justin, zatrzymałeś samochód? - zapytałam. 
- O czym ty mówisz?  - wymamrotał, składając pocałunki na mojej szyi.
Odepchnęłam go i usiadłam. Auto toczyło się do krawędzi urwiska.
- Kurwa! - Justin krzyknął, zauważając to samo co ja. 
Wziął mnie za rękę i skończyliśmy z auta. Próbował skoczyć na zderzak , ale było za późno.  Samochód potoczył do urwiska i poleciał w dół.  . Wzdrygnelam się gdy usłyszałam "bang" kiedy rozbił się o skały na dole.
-Jestem martwy. - Justin wymamrotał.


* naprawdę ciemno
*możliwe ze chodzi tu o Rentgen, chciałby zobaczyć co jest pod sukienką 
*to jest takie angielskie powiedzonko wyrażające obietnicę.






5 komentarzy:

  1. Świetny:-)
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opłacało się czekać bo rozdział jest cudowny :3 cholernie nie mogę doczekać się natspenego :) i mam nadzieje ze pojawi się szybko :) dziękuję wam ze poświęcacie swój czas na tłumaczenie tego ff <3 kocham was i czekam na następny ;* ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opłacało się czekać bo rozdział jest cudowny :3 cholernie nie mogę doczekać się natspenego :) i mam nadzieje ze pojawi się szybko :) dziękuję wam ze poświęcacie swój czas na tłumaczenie tego ff <3 kocham was i czekam na następny ;* ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super <3 kocham to ff

    OdpowiedzUsuń