sobota, 21 lutego 2015

25. Catch Me.

Mam nadzieje, że kiedy upadnę dla niego on będzie tu żeby mnie złapać .

EDEN'S POV

- Co my robimy? Możemy tylko iść w dół gór sami. T-tam są węże i inne dziwne rzeczy. Możliwe, że są tam dzikie psy! Zginiemy! - krzyknęłam.
- Eden - Justin westchnął, kładąc ręce na moich ramionach. - Zachowaj spokój. - powiedział.- Zadzwonimy do mojej mamy i zapytam czy po nas przyjedzie. - powiedział, przeszukując kieszenie.
Sprawdził drugą kieszeń i spojrzał na mnie alarmująco.
- Zostawiłeś swój telefon w aucie? -zapytałam, krzyżując ramiona.
- Może. - uśmiechnął się nerwowo.-Przepraszam za zrujnowanie naszej randki. - westchnął przepraszająco.
- Nie jest zrujnowana. - powiedziałam.-  Jest niezwykła. - przygryzłam wargę. - Ale czuję, że kiedyś przypomnimy to sobie i będziemy się z tego śmiać.-wzruszyłam ramionami.
- Więc... - Justin westchnął.- Myślę, że śpimy tej nocy tutaj.- wymamrotał.
- Przepraszam... co? -zapytałam odwracając się do Justina który nie wyglądał jakby żartował. - Nie mówisz poważnie. Justin, nie możemy tu spać. Twoja mama oszaleje. Mój wujek i ciocia dostaną ataku paniki. - wkurzyłam się.
- Dobra, chcesz iść w dół gór? - zapytał, wskazując na ciemną, strasznie wyglądającą ścieżkę.
-Nie.-wymamrotałam, kopiąc kamień na ziemi. -Co jeśli dziki pies przyjdzie i spróbuje nas zjeść? - spytałam, spoglądając na niego śmiertelnie poważnie.
Zaśmiał się i owinął ramiona wokół mnie.
- Obronię cię.- mrugnął do mnie, pochylił się i dziobnął moje usta.
- Uh-uh. Nie tutaj kolego. Ostatnim razem gdy to się stało, o mało co nie zawliliśmy się  z samochodem. -powiedziałam wskazując kraniec klifu. -Mój wujek zwariuje.-westchnęłam. -Chodźmy po prostu spać i pozwólmy nocy szybko się skończyć? Będę mniej się bała tego co moja rodzina może mi zrobić. - uśmiechnęłam się głupio.
- Też tak myślę.Moj dziadek ma to auto odkąd skończył osiemnaście lat. Będzie miał złamane serce.-Justin westchnął, siadając i położył się naprzeciwko przypadkowego gałazu.
Usiadłam obok niego, rozglądając się.
-Więc jak to zrobimy? -zapytałam- Nie mam poduszki. - wydęłam wargi.
Zachichotał. Owinął ramiona wokół mnie, przyciągając mnie bliżej siebie. Westchnęłam i położyłam głowę na jego piersi.
- To będzie niewygodne ale... przynajmniej wiemy żeby nie trzymać telefony przy sobie i nie zostawiać ich w samochodzie, prawda? - Justin zachichotał.
- Zachowaj to w pamięci. Ja nie posiadam telefonu.- zachichotałam zamykając oczy.- Myślę że zaoszczędzę na jakiś, teraz mogę pracować i mam więcej wolnego czasu odkąd tato wyrzucił mnie z chóru. - powiedziałam.
- Przykro mi , skarbie.- Justin szepnął, po czym pocałował mnie w czoło.
- Jest dobrze. -westchnęłam.- Przynajmniej nie muszę widywać się z Harrym w każdy poniedziałek, środę i niedzielę. - zachichotałam.
-Nienawidzę tego typa. - mruknął.
- Może i jest palantem, bo pocałował tamtą dziewczynę, ale nadal go podziwiam za to, że zabrał  mnie do Mc. Donalds. To było bardzo miłe. - powiedziałam.
- Znów, przykro mi. -przeprosił kładąc swoją głowę na mojej.
-Znów, jest w porządku.-zaśmiałam się. -Nie mogę spać.-westchnęłam.-Powinieneś coś zaśpiewać.-powiedziałam, mrugając do niego.
Spiorunował mnie wzrokiem.
-Nie, to jest żenujące.- zachichotał.
-Słyszałam jak śpiewasz. - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie wiedziałem że Ryan to nagrywa. I chciałem cię odzyskać. To było inne. -wzruszył ramionami.
- Pięknie proszę z wisienką na czubku?* - zapytałam przegryzajac wargę.
Jeknął i wziął moja twarz w swoje dłonie.
-Tylko jeśli nigdy więcej tak na mnie nie spojrzysz. Chcesz mnie zabić słodkością?-zapytał.
-Masz rację. Jesteś za bardzo pod pantoflem.- droczyłam się.
-Tylko dla ciebie. - mrugnął.
- Patrz. - powiedziałam robiąc dźwięk bata moją ręką.
Zaśmiał się i pokręcił głową.
-Śpiewaj! - zirytowałam się.
- Śpiewaj co? -zapytał.
-Pierwszą piosenkę która przyjdzie ci do głowy.- powiedziałam.
Westchnął i spojrzał na mnie sygnalizując, że ciężko myśli. Zachichotałam nad jego słodkością.
- Nie skrzywdź się.- uśmiechnęłam się do niego.
Zaśmiał się I przewrócił oczami. Dopiero co rozbił auto, leżymy na małej, brudnej przestrzeni w górach gdzieś w Stratford. Teraz uśmiechamy się, żartujemy , chichoczemy. A on będzie śpiewał mi do snu. Jesteśmy cudowni.
"Jej oczy, jej oczy sprawiają że gwiazdy wyglądają jakby nie świeciły. Jej włosy, jej włosy układają się perfekcyjnie bez jej starań.  On jest taka piękna i mówię jej to codziennie. Yeah, wiem, wiem, że kiedy prawie jej komplementy ona nie wierzy. I to jest, to jest takie smutne wiedzieć że ona nie widzi tego co widzę ja. Ale każdego razu kiedy pyta 'czy wyglądam dobrze?' Mówię..." -śpiewał, sprawiając że się uśmiechałam. Wiedział, że mam słabość do Bruno Marsa.
"...kiedy widzę twoją twarz, nie ma rzeczy którą bym w niej zmienił. Bo jesteś niesamowita. Tylko taka jaka jesteś. I kiedy uśmiechasz się cały świat się zatrzymuje i patrzy przez chwilę. Bo dziewczyno,jesteś wspaniała. Tylko taka jaka jesteś." -śpiewał za nim cicho skończył.
-Co? -zapytałam.
-Słyszałaś to? - zapytał cicho.
Usiadłam rozglądając się dookoła.
-Justin, to nie jest zabawne. - powiedziałam.
- Shh. - uciszył mnie. - Zostań tu. - wyjaśnił wstając.
Wstałam i zostałam na miejscu tak jak kazał. Podszedł bliżej ciemnej ścieżki.
-Justin! - wyszeptałam/krzyknęłam. -Wróć tu zanim zostaniesz zjedzony.
- Hej! - obcy głos krzyknął, zanim światło poraziło nas.
Krzyknęłam i skoczyłam na Justina.
- Co wy tu robicie w noc szkolną? - głos powiedział, po czym światło zgasło.
Zajrzałam zza ramienia Justina by zobaczyć policjanta ze Stratford patrzącego na nas z latarką.
- To twój wóz tam na dole? - zapytał wskazując klif.
Musiał widzieć jak on toczy się w dół.
- Zapomniał zaciągnąć ręczny. - wskazałam na Justina
- Myślę że potrzebujecie podwózki do domu? - podniósł brew.
- Tak, proszę pana. - odpowiedziałam, Justin był cicho.
- Dobra. Chodźmy. Wskakujcie. - westchnął, idąc do auta.
- Czemu jesteś taki cichy? - zapytałam gdy szliśmy do samochodu. Justin zarumienił się lekko.
- Spałem z jego córką. Wszedł wtedy do jej sypialni. Nie rozpoznaje mnie więc shh. - wytłumaczył.
Głupio się uśmiechnęłam, nagle wybuchłam  śmiechem dopóki nie wsiadłam do auta.  Policjant wsiadł do auta i popatrzył na nas w tylnym lusterku.
- Proszę pana, wygląda pan znajomo. Nie ma pan córki? - zachichotałam.
Justin spojrzał na mnie i trącił mnie łokciem. Zapiął pasy bezpieczeństwa.
- Jasne, mam. - zachichotał.- Ona uczęszcza do Stratford South High. Chodzicie tam?- zapytał jadąc w dół górskiej ścieżki.
- Nie, ale mój brat i siostra tam chodzą.- uśmiechnęłam się do Justina. - Ja i JUSTIN chodzimy do Stratford East. -powiedziałam, mrugając do Justina. Miałam nadzieję że facet dopadnie Justina i wygłosi mu małe śmieszne kazanie.
- To nie jest zabawne - Justin szepnął.
- Oh, okej. - oficer odpowiedział kiwając głową.
Westchnęłam. W dalszym ciągu jechaliśmy przez Stratford. Mineliśmy Mc. Donalds, który odwiedziliśmy z Justinem przed górami. Nareszcie byliśmy gdzieś, co rozpoznałam.
- Więc wały dwoje jesteście poza tą małą South Stratford - East Stratford rywalizacją?-zapytał.
- Nie do końca. - Justin odpowiedział marszcząc na mnie nos zanim dziobnął mnie w czoło.
- On w tym jest. Robi dużo złych rzeczy. Może o nim słyszałeś? Justin Bieber? - zapytałam kierowcy.
Justin jęknął gdy samochód zatrzymał się z piskiem. Mężczyzna obrócił sieci spojrzał na Justina.
-Ty... - policjant syknął.

***
- Odegram się za to. - Justin zaśmiał się gdy szliśmy do domu.
Policjant wyrzucił nas z auta i sprawił że musieliśmy iść resztę drogi do domu. Dał też Justinowi dziesięciominutowy , długi wkład jak źle jest sypiać ze wszystkimi. Misja wypełniona, mogę powiedzieć.
-  Czy to nie jest wystarczająca zapłata? Idziemy juz przez lata. I jestem w szpilkach i one zabijają moje stopy. - jęknęłam.
Justin westchnął  i zatrzymał się i ściągnął swoje złote high tops*.
- Załóż je, są wygodniejsze. - powiedział.
- Ale będziesz musiał iść w samych skarpetkach. - Zmarszczyłam brwi, mój nos zmarszczył kiedy przetwarzałam to.
- Nie zmusza mnie żebym znów je założył, księżniczko. - zachichotał.
- Księżniczko? Nie słyszałam tego wcześniej. - uśmiechnęłam się, ściągając szpilki i wkładając jego wygodne złote high tops.
One  są naprawdę błyszczące.
- Bo jesteś moją księżniczką. - uśmiechnął się, otaczając moją talię ramionami i całując mnie w głowę.
Byliśmy na rogu. Na lewo był mój dom, a z prawej strony jego. Obróciliśmy się w lewo, on uparł się że odprowadzi mnie do drzwi. Było około jedenastej i Justin nie chciał żebym miała kłopoty.  W końcu nie przekroczyłam jeszcze godziny policyjnej. Staliśmy na schodach.
- Przepraszam, ta pierwsza randka była kompletną klapą.-zachichotał
- To nic. - uśmiechnęłam się do niego.- Przykro mi, że zepsuliśmy auto nad którym twój dziadek pracował.
- Oh,nie. To nie był ten samochód. Jezu, gdybym zniszczył tamten myślę że zapłakałbym się. - zaśmiał się.- Nie, ten wóz nadal jest w naprawie. Pracujemy nad nim.  Wiec myślę że będę musiał dzielić się moim Range Roverem z dziadkiem przez parę miesięcy. - zachichotał.
- To była perfekcyjna pierwsza randka, Justin. - uśmiechnęłam się do niego.- Nawet jeśli się zgubiliśmy i zepsuliśmy auto.- zachichotałam.- Zobaczymy się jutro. - uśmiechnęłam się pochylajac się w górę aby go pocałować.
Uśmiechnął się kiedy jego ramiona wślizgnęły się i otoczyły moją talię, tak że byliśmy bliżej. Zachichotałam i Odepchnęłam go lekko. Staraj się nie przesadzać. Spójrz w okno. - uśmiechnęłam się głupio.
- Obrócił głowę i oboje zobaczyliśmy głowy Logana i Jenny znikające w oknie. Justin i ja zaśmialiśmy się. Podałam mu high tops i cmoknęłam jego usta.
- Dzięki. - uśmiechnął się - Słodkich snów, księżniczko.
- Słodkich snów. - uśmiechnęłam się i weszłam do środka.
Znasz to uczucie kiedy twoje serce bije tak mocno , że myślisz, że wyleci ci z piersi? To jest to co czuję teraz. Jeśli oglądałam wiele filmów na postawie książek Nicholasa Sparksa powinnam to znać. Justin Drew Bieber jest niesamowicie perfekcyjny. Mam nadzieję,  że jeśli upadnę dla niego on będzie tam żeby mnie złapać.

JUSTIN'S POV

Kurwa mać, zakochuje się w niej.

*high tops - rodzaj obuwia, Justin często je nosi.

* "pięknie proszę z wisienką na czubku" - 'pretty please with a cherry on top' - oznacza coś jak "bardzo mega super ładnie proszę"

Piosenka którą śpiewał Justin to "Just the way you are" Bruno Marsa.



Awws on się w niej zakochuje! Jeju dajcie mi takiego chłopaka jak on ;_;    *_*

Następny rozdział będzie jednym z najciekawszych w całej historii.
Zaufajcie mi.  Będzie trochę dramy; )

Jak myślicie co to może być?

PROSZĘ O KOMENTARZE!

XO XO
@natallaczerep

           

piątek, 20 lutego 2015

24. Dead cz. II

HALO HALO PAMIĘTACIE NASZ UKŁAD?
KOMENTARZE - ROZDZIAŁY 
PRZEPRASZAMY ZA OPÓŹNIENIE XO
 Rozdział jest przetłumaczony przez nas dwie po trochę.


- Zgubiliśmy się. - stwierdziłam.
- Nie zgubiliśmy. Wiem dokładnie gdzie jesteśmy. - zaśmiał się Justin. Zerknęłam na niego i wyjrzałam za okno by zobaczyć że jest czarno jak smoła*.
Jechaliśmy po jakiejś polnej drodze zaledwie pięć minut. Przejechaliśmy już całe Stratford. Zatrzymaliśmy się w McDonaldzie gdzie Justin postanowił wydać prawie 50 dolarów na jedzenie tylko dla nas dwojga. Mówiłam, że chce tylko BigMaca. Chyba w jego umyśle to oznacza "Chce wszystko z kuchni". Kiedy powiedział że nie wie gdzie jedziemy, naprawdę tego nie wiedział.
- Oh serio? To gdzie teraz jesteśmy? - zachichotałam.
- Jesteśmy.. - urwał - Jesteśmy w Kanadzie. - odwrócił głowę w moją stronę i się uśmiechnął
- Oh naprawdę? Nie zdawałam sobie z tego sprawy. - uśmiechnęłam się. - Justin stop! - krzyknęłam, odwrócił swoją twarz ode mnie i natychmiast zahamował. - Prawie zjechaliśmy z klifu! - spojrzałam na niego.
- Wow, jesteśmy na klifie? - zapytał patrząc z przodu - cool - uśmiechnął się.
- Jesteś dziecinny jak na osiemnaście lat. - zaśmiałam się.
- A ty jesteś za seksowna na piętnaście lat. - mrugnął do mnie. Wywróciłam oczami, odpięłam pasy i wyszłam z samochodu. - woaah. - szepnęłam.
- Widać stąd praktycznie całe Stratford. - stanął obok mnie. Pstryknął palcami, znikąd. - mam pomysł. Stań tam.
Zmarszczyłam brwi i poszłam do wyznaczonego miejsca. Wsiadł do samochodu i odpalił go, zanim zaczął zjeżdżać w dół szlaku. Moje oczy się rozszerzyły. Czy to jakiś chory żart?
- Justin! - krzyknęłam. Czy ten chłopak miał zamiar mnie tu zostawić?
Usłyszałam opony samochodu ocierających się o ziemie i kamienie. Samochód nawrócił i stanął metr od krawędzi tyłem ciężarówki.
- Myślałam że chcesz mnie tu zostawić. - zadrwiłam
- Zostawić cię? Nigdy.- uśmiechnął się siadając na tyle ciężarówki i wyjmując torby z jedzeniem,
 - Potrzebujesz windy? - uśmiechnął się do mnie.
- Nie, chcesz zobaczyć tylko moją sukienkę. - stwierdziłam, krzyżując ręce na piersi zanim niego weszłam.
- Czy ja wiem, lepiej byłoby gdybym zobaczył ją w negatywie*.. - uśmiechnął
- Wsiadaj.- roześmiałam się, klepiąc go po plecach. Zaśmiał się i wciągnął mnie na ciężarówkę obok niego. Westchnął i otworzył torbę z frytkami.
- Cholera, jest zimno. - mruknął.
- Ale to nie znaczy, że nie jest dobrze. - uśmiechnęłam się biorąc pare frytek do moich ust. Zaśmiał się i wzruszył ramionami zanim zaczął jeść.
- Wiesz to jest idealna pierwsza randka. - powiedziałam
- Siedząc na tyle starej, brudnej ciężarówki, na skraju przerażającego urwiska o dziewiątej wieczorem. Aha, i jeść zimne jedzenie z McDonalda. To jest do bani. Powinienem cię wziąć po prostu gdzieś na obiad. - westchnął.
- Nie, siedzimy na tyle ładnej, niebieskiej ciężarówki twojego dziadka, jedząc zimne ale dobre jedzenie z McDonalda, patrząc na piękne światła, oświetlające Stratford. - uśmiechnęłam się. - Wolę to od wymyślnej restauracji każdego dnia. - uśmiechnęłam się jeszcze raz. Zaśmiał się i pochylił, przyciskając swoje usta do moich.
- Jutro jest nasz pierwszy tydzień - powiedział. - a mamy spędzić go w szkole. Jak miło. - skrzywił się.
- Ja lubię szkołę. - zaśmiałam się.
- Oh, oczywiście, bo jesteś frajerem. - uśmiechnął się do mnie
- Nie jestem! - wyśmiałam go i szturchnęłam.
Zaśmiał się i przewrócił oczami na mnie.
- Hej, pamiętasz jak mówiłem że nigdy się nie zakocham.. że nie gram w te gry i nie wierzę? - powiedział opierając głowę o tył ciężarkówki i obejmując mnie.
- Mhmm. - wymamrotałam
- Skłamałem. - szepnął. - Ja wierzę w miłość.. - powiedział cicho.
- Czemu skłamałeś? - spytałam.
- Nie chciałem wyjść na mięczaka. Z resztą, to chyba do bani, no nie? - zapytał. - Miłość kończy się na złamanym sercu. - wzruszył ramionami.
- Nie zawsze. - uśmiechnęłam się.
- Myślisz, że mogłabyś kiedykolwiek się we mnie zakochać? - zapytał mnie przygryzając wargę. Spojrzał mi w oczy, a ja już wiedziałam że moja odpowiedź była twierdząca.
- Tak, myślę że mogłabym. - szepnęłam.
- To dobrze. - skinął głową. - Bo ja myślę że też bym mógł. - Uśmiechnął się, wracając wzrokiem na oświetlone miasto.
- Trzy tygodnie Justin. - westchnęłam.- Znam cię przez trzy tygodnie a zmieniłeś moje życie tak bardzo. - wymamrotałam. - Nauczyłeś mnie stawiać się moim rodzicom, i walczyć o to. czego pragnę. - przygryzłam wargę. - dziękuje.- uśmiechnęłam się.
- Nie ma problemu, kochanie - mruknął. - Ty, uh też  mnie troche zmieniłaś.. - powiedział. - to takie dziwne dla mnie.. Jestem przyzwyczajony do oglądania losowych dziewczyn na ulicy. Nie gniewaj się czy coś ale oceniałem je. - powiedział.
- Oceniałeś? - Zmarszczyłam brwi
- Tak, to takie coś.. Chaz Ryan i ja robiliśmy to cały czas. Za każdym razem ocenialiśmy ją na ciało, twarz, i czy nadaje się do ruchania. - przygryzł wargę, zaśmiałam się i wywróciłam oczami. Nigdy nie powiedziałem tego Chazowi lub Ryanowi ale oceniałem je też na osobowość.. zdzirowata, glamour, głupia.. - wzruszył ramionami.
- A mnie jak oceniasz? - zapytałam. przygryzł wargi ponownie. - Tylko szczerze! - Pewnie dostanę 0 za tłuszcz i "grubiański" za osobowość.
- Cóż dla ciała, twarzy i czy nadajesz się do ruchania, masz wszystko na dziesięć. - mrugnął. Wywróciłam oczami. - Jestem szczery! - zaśmiał się. - A na początku twoja osobowość ma świetny, duży, gruby napis "FRAJER" - znów puścił mi oczko. - Zadrwiłam i szturchnęłam go. - Ale to się zmieniło w miła, zabawna, piękna, niesamowita aż do moja dziewczyna. - znów mrugnął. - Teraz każda dziewczyna którą mijam, ma ode mnie wielkie zero. Ryan powiedział że jestem na bity**.. I zgadzam się Eden Mary Perry, masz mnie na łańcuchu i jestem z tego dumny. Słyszysz Stratford?! JESTEM BITY I DUMNY. - krzyknął do zimnego powietrza nad Stratford, wywołując mój śmiech.
- Jesteś za słodki. - zaśmiałam się.
- Wiem - mruknął i cmoknął moje usta raz, drugi, trzeci aż w końcu przy nich został. Położyłam dłonie na jego szyi, pozwalając mu się całować, poczułam jego język, przejeżdżający po mojej wardze. Odsunęłam się.
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Um.. całuje cię? - skrzywił się zupełnie zdezorientowany.
- Z językiem? - spojrzałam na niego z wyższością.
- Kochanie,, uh, czy kiedykolwiek.. - uśmiechnął się, można rzec powstrzymując śmiech. - robiłaś to z jakimś facetem? - zapytał.
- Całowałam się wcześniej, Justin. - skrzyżowałam ręce.
- Nie, miałem na myśli.. z językiem? - Zapytał. Poczułam jak krew spływa do moich policzków i robię się jaskrawoczerwona. - Awh, moja mała dziewczynka jeszcze się temu nie podjęła.- zaśmiał się przyciągając mnie bliżej.
- Zamknij się, nie byłam wcześniej wyuzdana. - stwierdziłam.
- Dobrze, więc nie wiem co to znaczy ale coś czuję że mnie obraziłaś. - skrzywił się,
- Nazwałam cię graczem. - westchnęłam
- To było kiedyś - przewrócił oczami. - Spójrz, to proste, po prostu pozwól mi to pokazać.- powiedział.
- Nie wiem. Co jeśli jestem do bani? To jest naprawdę dziwne.- jęknęłam.
- To nie jest dziwne - próbował stłumić śmiech. -Patrz, po prostu rób to co ja, okej?-zapytał, znów  przyciskając swoje usta do moich. Podałam się i zaczęłam go całować.- Okej, yeah, to nie działa. - burknął, odsuwając  się ode mnie.
- Źle całuje.  Niech to, mówiłam ci.- wskazałam  na niego.
- Nie. -zaśmiał się. - Kochanie, dobrze całujesz, to wina pozycji w jakiej siedzę. To trochę trudne całować cie z szyją wykęconą w ten sposób. -powiedział - Usiądź mi na kolanach. - poklepał się po udach.
Spojrzałam na nieg jak na idiotę.
- Nie. - skrzyżowałam ramiona. 
- Dawaj, to nic złego.  - zaśmiał się - Proszę?-wydął wargi.
Przewróciłam  oczami i przeniosłam moja ciało na jego kolana. Zaśmiał się i przesunął swoją nogę na drugą stronę, więc usiadłam na nim okrakiem. 
- Czuje się gruba. Czy ja łamię twoje nogi?-zapytałam. 
-Nie jesteś gruba. I teraz nie siedzisz mi na kolanach. - uśmiechnął się głupio.
Spojrzałam w dół i gwałtownie nabrałam powietrza. 
- Koleś, nie fajnie. - krzyknęłam, cofając się, wiec teraz  teraz siedziałam na jego  udach a nie... Bieber Juniorze.
- Co? - powiedział, wybuchając śmiechem.
Przewróciłam oczami i popatrzyłam w bok krzyżując ramiona.
-Aw, skarbie. Nie bądź zła. - zagruchał.
- Robisz sobie ze mnie żarty. - westchnęłam. - Przepraszam, że nie jestem taka cholernie doświadczona jak ty.- spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie nabijam się z ciebie. Nie chciałem w żaden sposób tego robić.  Jesteś urocza. - uśmiechnął się do mnie. Nachylił się aby mnie pocałować, ale wymknęłam się i pocałował tylko mój policzek. 
- Skarbie, daj spokój.  Pozwól mi dać ci trochę doświadczeń.- westchnął, składając małe pocałunki na mojej szyi 
- Jeden warunek.- powiedziałam.  
Spojrzał na mnie. 
- Nie możesz nikomu powiedzieć. Nie Chazowi. Nie Ryanowi. Nawet w twoich snach. - zmrużyłam oczy.
- Cross my heart and hope to die.* -  uśmiechnął się uderzając swoimi ustami o moje.
Oddałam niepewnie pocałunek.Co pomyśli gdy dowie się, że jestem fujarą w tej dziedzinie? Nie długo po tym jego język wysunął się w poje usta ponownie. Otworzyłam usta odrobinę. Widziałam ckliwe filmy. Miejmy nadzieję, że czegoś się nauczyłam. Poczułam jego język w buzi, splątany z moim. Załapałam o co chodzi i odwzajemniłam pocałunek. Motyle w moim żołądku latały szybciej i szybciej.
- Mm...- usłyszałam jęk Justina w moich ustach, wysyłający wibracje nad moim językiem. Popchnął mnie, więc leżałam na zimnym  tyle samochodu. Wisiał nade mną, masując, ocierając sie o moją nogę  podczas całowania. Okej, pozwolę mu na to. Ale jeśli będzie próbował rozpiąć mój stanik - spoliczkuje go. Poczułam ruch samochodu. Zmarszczyłam brwi i odsunęłam się.
- Justin, zatrzymałeś samochód? - zapytałam. 
- O czym ty mówisz?  - wymamrotał, składając pocałunki na mojej szyi.
Odepchnęłam go i usiadłam. Auto toczyło się do krawędzi urwiska.
- Kurwa! - Justin krzyknął, zauważając to samo co ja. 
Wziął mnie za rękę i skończyliśmy z auta. Próbował skoczyć na zderzak , ale było za późno.  Samochód potoczył do urwiska i poleciał w dół.  . Wzdrygnelam się gdy usłyszałam "bang" kiedy rozbił się o skały na dole.
-Jestem martwy. - Justin wymamrotał.


* naprawdę ciemno
*możliwe ze chodzi tu o Rentgen, chciałby zobaczyć co jest pod sukienką 
*to jest takie angielskie powiedzonko wyrażające obietnicę.