" Nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale lubię ją za to co zrobiła dla niego "
UWAGA ! DLA TYCH KTÓRZY SĄ TU PIERWSZY RAZ, JEST TO KONTYNUACJA TŁUMACZENIA. WCZEŚNIEJSZE ROZDZIAŁY ZNAJDUJĄ SIĘ TUTAJ KLIK
Eden's POV.
Leżałam na łóżku, gapiąc się w sufit, wciąż myśląc o prośbie Justina. Były jeszcze dwie godziny do zachodu słońca. Do tego czasu wzięłam prysznic i zjadłam kolację. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Jeśli się zgodzę, mogę wpakować się w niezłe kłopoty ze strony rodziców i mojego brata. Chociaż jak mu odmówię.. Nic się nie stanie ? Więc jeśli zgodzenie się przysporzy mi więcej kłopotów, dlaczego myślę by powiedzieć " tak " ?
- Powinnaś przyjść na jutrzejszy mecz koszykówki. - powiedział znikąd. Zmarszczyłam brwi po czym odwróciłam głowę w jego kierunku - To nasz półfinał. Jeśli wygramy.. Mamy wstęp do mistrzostw - stwierdził.
- Przeciwko mojemu bratu. - skinął głową a ja kontynuowałam - nie wiem, mogę przez to mieć więcej problemów. - powiedziałam.
- Ponieważ .. ?
- Wspieram twoją drużynę.
Może jak pójdę kibicować drużynie Justina ludzi ze Stratford mnie polubią ? Cóż, nie polubią mnie.. Ale może ich nienawiść do mnie trochę się zmniejszy. Usłyszałam pukanie do drzwi a potem ustępujący zamek.
- Wejść ! - zawołałam, a mój głos został stłumiony przez poduszkę która znajdowała się na mojej twarzy. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Eve z niewielkim uśmiechem na twarzy.
- Co się dzieje ? - zapytałam ją przewracając się z mojej pozycji Armadillo* na prawy bok.
Westchnęła, po czym usiadła na moim łóżku.
- A więc, tak myślałam... Ponieważ widać że cała ta głupia nauka by dostać się do Południowej Rzeczy stresuje cię, proponuje byś wyszła ze mną gdzieś wieczorem. - powiedziała - Taka jakby impreza. - uśmiechnęła się z nadzieją.
- Impreza ? - powtórzyłam a ona tylko skinęła głową.
- Powiem tacie, że mamy zamiar iść..emm.. uczyć się - wzruszyła ramionami. - Sądzę że powinnaś się trochę odstresować. Czasami mam wrażenie że mama z tatą i Adamem zapominają że masz tylko piętnaście lat. - uśmiechnęła się do mnie.
- Właściwie to myślałam już o pójściu gdzieś jutro.. - zamarłam widzą jej uśmiech.
- Naprawdę ? To świetnie ! A gdzie zamierzasz się wybrać ? - zapytała.
- Do mojej szkoły na mecz koszykówki. - odpowiedziałam lekko przygryzając wargę.
Justin's POV.
Dlaczego byłem zdenerwowany na samą myś, czy jej odpowiedź będzie brzmiała "tak" czy "nie" ? Nie powinienem nawet jej zapraszać. To znaczy, uczęszcza do naszej szkoły, ma pełne prawo by tam być. Ale mam wrażenie że Chaz'owi i Ryan'owi to się nie spodoba. Jednakże trener powiedział, że chce żebyśmy byli szczęśliwi, prawda? Mam po prostu taki wrażenie że... że jeśli Eden będzie oglądać mecz, będzie mi się lepiej grało.
- Dziś twój wielki mecz, synu. - dziadek uśmiechnął się do mnie, na co skinąłem głową gapiąc się w dół na moją owsiankę. - Jesteś podekscytowany ? - pociągając gazetę do góry.
- Mhmmm.. - skinąłem głową jedząc szybko. Chciałem złapać Eden w drodze do szkoły, aby dowiedzieć się, co zamierza dzisiaj robić.
- Justin, nie jedz tak szybko bo się zadławisz. - zaśmiała się mama.
- Po prostu spieszę się. Muszę dogonić Ed.. - oboje z dziadkiem spojrzeli na mnie unosząc brwi. - Eddie'go, mojego nowego kumpla. - oświadczyłem.
- Eddie ? - zapytał dziadek, gdy babcia nakładała mu boczek na talerz.
- Eddie. - przytaknąłem.
- W porządku.. Przyprowadzisz go tu, następnym razem? - uśmiechnął się do mnie.
Przełknąłem ślinę i powoli skinąłem głową.
- Pewnie, jeszcze tego samego dnia. - skinąłem jeszcze raz głową przez odejściem od stołu. - Powinienem już lecieć. Miłego dnia wszystkim. - powiedziałem dając mamie i babci szybkiego buziaka w policzek oraz mówiąc przelotne cześć z dziadkiem przed wyjściem z domu. Nie pożegnałem się z nim, ale czułem się trochę podekscytowany a zarazem szczęśliwy dzisiaj. Rozejrzałem się dookoła, szukając wzrokiem eden już w drodze do szkoły, i pomyślałem że się przejdę na pieszo.
- Eden ! Zaczekaj ! - krzyknąłem.
Pattie's POV
- Powinienem już iść. Miłego dnia wszystkim. - Justin uśmiechnął się i przed wyjściem pocałował moją mamę oraz mnie w policzek. Wyszedł z domu nie żegnając się przed tym z tatą. Kiedyś robili to za każdym razem, gdy Justin był jeszcze młody. Zanim stał się popularny, jako kapitan szkolnej drużyny koszykówki. Usłyszałam hałas zamykanych drzwi, co oznaczało że Justin już wyszedł. gdy tata odkrzyknął mu na pożegnanie, jego już nie było.
- Nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale lubię ją za to co zrobiła dla niego. - mama wzruszyła ramionami. Ojciec zmarszczył lekko brwi i podszedł do okna.
- Tato ! Nie szpieguj go ! - krzyknęłam ściszonym głosem, na co on się tylko uśmiechnął. Westchnęłam i podeszłam do niego. - Co jest grane ? - zapytałam zaciekawiona. Justin stał na werandzie a gdy zauważył dziewczynę wychodzącą z domu obok, ruszył za nią.
- Eden ! Zaczekaj ! - Justin krzyknął zanim zeskoczył z ganku i pobiegł na spotkanie z dziewczyną. Rozpoznałam ją od razu. Była to Eden Perry, młoda dziewczyna z sąsiedztwa. Pamiętam ją od kiedy opuściła lewe Stradford ze swoją rodziną, których naprawdę nigdy nie polubi żadne z nas. Ale musiałam przynać że Eden wyglądała pięknie jak aksamit.
- Eddie ! Moja dupa ! - zaśmiał się tata.
- Bruce, nie przeklinaj ! Nie dziwie się że Justin też ma taką niewyparzoną gębe. - Mama uderzyła ojca w tył głowy.
Widziałam szczery uśmiech Justina, gdy rozmawiał z tą dziewczyną. Cytując słowa mojej matki, które wypowiedziała chwilę temu: Nie wiem kim jest ta dziewczyna, ale lubię ją za to co dla niego robi.
Eden’s POV
- Więc, co robisz dziś wieczorem? – Maggie zapytała mnie podczas gdy szłyśmy razem do stołówki. – To znaczy, wątpię, że idziesz na mecz – zaśmiała się. Przygryzłam dolną wargę, ona szybko to zauważyła.
- Idziesz na mecz?! – Maggie krzyknęła. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy jej słowa przyciągnęły uwagę ludzi. Zaciągnęłam ją na stronę, tuż obok stołówki.
- Nie musisz wykrzykiwać tego całemu światu. Chcę przyjść wieczorem – odparowałam.
- Czemu chcesz przyjść? Koszykówka jest głupia! Szczególnie, kiedy gra nasza szkoła. Nigdy nie wygraliśmy żadnych mistrzostw – syknęła.
- Justin zaproponował mi przyjście… - powiedziałam. Jej oczy rozszerzyły się. – Bardzo dużo rozmawialiśmy Mag. On jest naprawdę fajnym gościem. Ale nikomu nie możesz powiedzieć, że nawiązujemy jakiekolwiek kontakty, w przeciwnym razie, wywalą go z drużyny, a ja najprawdopodobniej zostanę wyrzucona z domu – zażartowałam. Chociaż może i chciałabym być w tarapatach?
- Myślałam, że powiedziałam Ci, abyś trzymała się od niego z daleka, Eden? On jest jak złe wiadomości! Co jeśli chce się Tobą po prostu zabawić? – zapytała.
- Wątpię, że właśnie dlatego rozmawia ze mną, jest bardzo miły. Myślę, że ten cały wizerunek złego chłopca jest nałożony, jak maska, Maggie. Mogłabyś się o tym dowiedzieć, gdybyś tylko dała mu szansę – stwierdziłam.
- Graczom takim jak Justin nie daję się szansy, kochanie. On spał z ponad dwudziestoma dziewczynami! Nawet się tym przechwalał! – krzyknęła. – W każdym razie tak było rok temu. Kto wie ile jeszcze zdobył – stwierdziła. Zmarszczyłam brwi. Z dwudziestoma? To bardzo dużo jak na osiemnastoletniego chłopaka. – Tu nie ma żadnej maski. On jest zły. Nie zadzieraj z nim, zasługujesz na więcej, Eden – westchnęła, zanim weszła do stołówki, zostawiając mnie samą w holu. Weszłam do środka, po czym zaczęłyśmy jeść. Szybko odsunęłyśmy temat Justina, zastępując go jutrzejszym filmem w kinie. Musiałam zatrzymać niedzielę wolną, ponieważ zajęta była przez mszę oraz chór. Mój brzuch odczuwał mdłości na samą myśl o występie przed całym kościołem. Spojrzałam w górę na stół Justina, aby znaleźć jego przewiercający mnie wzrok. Kiedy moje oczy spotkały jego, uśmiechnął się, po chwili mrugając do mnie uważając, by nikt nie zwrócił uwagi. Zaśmiałam się, przez co Maggie obdarzyła mnie dziwnym spojrzeniem.
- Jesteś upiorna – stwierdziła bez ogródek.
- Która drużyna jest z twojej szkoły? – Eva szepnęła, siadając na miejscu obok mnie. Zdecydowała włożyć ciemne okulary by nie być spostrzeżoną jako Eva Perry, Południowy Stratford.
- Niebiescy – odpowiedziałam. – Czerwoni są z drużyny Napanee – dodałam. Ona tylko skinęła głową i oglądała rozgrywającą się walkę. Chwilami zapominała, które kolory należą do naszej szkoły, wspierając drużynę przeciwną, czym zarabiała sobie spojrzenia ludzi siedzących wokoło. – Zapamiętaj wreszcie, inaczej wyrzucą cię! – szepnęłam śmiejąc się.
- Niestety jestem przyzwyczajona do południowych. Zawsze byli żółci! – zachichotała. – Czekaj, kogo zamierzasz dopingować, skoro oni grają przeciwko sobie? – zapytała. Szczerze nie miałam pojęcia, co powiedzieć. To znaczy, powinnam wspierać mojego brata, prawda? Mimo że jest dupkiem. Jednakże to wciąż moja szkoła, więc to może ją powinnam dopingować? – Nie myśl zbyt mocno, jeszcze skrzywdzisz swój umysł, maleńka – zachichotała, głaszcząc moją dłoń. Wkrótce zaczęła się przerwa i chłopcy mogli usiąść na krótki odpoczynek. Justin uśmiechnął się, spoglądając na mnie. Odwzajemniłam gest, uśmiechając się łagodnie, łapiąc tym samym uwagę Chaz’a. Skrzywił się, następnie wstał i podszedł do mnie z Ryan’em. Justin zauważył jego ruchy i podążył za nimi. Świetnie, najprawdopodobniej nie skończy się to dobrze.
- Jeśli powiedzą coś niegrzecznego, nie krzycz, Eve. Tak bardzo jakbyś tego chciała – nie rób tego – oznajmiłam.
- Co tu robisz, południowcu? Nie powinnaś być w domu, modląc się czy robić inne gówno? – Chaz roześmiał się. Ryan się po prostu patrzył, a Justin skierował wzrok na dół.
- Mam takie samo prawo do przebywania tu jak wszyscy inni – stwierdziłam, krzyżując ramiona.
- Co się dzieje? Robisz notatki dla Adam’a i jego gejowskich kumpli, czy coś? – Chaz zerknął na mnie. – Więc przekaż mu, że jego drużyna pójdzie na dno w tym roku. Powiedz jej, Justin! – Chaz trącił go łokciem. Ten spojrzał w górę i podrapał się po szyi niezręcznie.
- Uh, taa. Południe zostanie pokonane na mistrzostwach. Możecie być tego pewni – skrzyżował ramiona.
- Jesteście takie brzydkie, obrzydzacie mnie, prawda chłopcy? – Chaz zapytał, patrząc wprost na Justin’a.
- Taa, naprawdę brzydkie – Justin zgodził się, kiwając głową. Ałć, to bolało. Chaz i Ryan zaczęli się śmiać odchodząc i zostawiając Justina gapiącego się na mnie. Westchnął, po czym się obrócił.
- Świnie! – Eva pisnęła, kiedy nie byli już w stanie jej usłyszeć. Taa, naprawdę brzydkie.
- O Boże, o Boże. Nie mogę, nie mogę tego zrobić – szepnęłam sama do siebie. Jestem bliska popuszczenia w spodnie. Jeszcze nigdy nie śpiewałam przed nikim, prócz mojego taty oraz chóru. Teraz jest tu około stu ludzi, aby usłyszeć jak śpiewam ‘Amazing Grace’.
- Zrobisz to! Wdech, wydech – Eva starała się pomóc mi opanować nerwy. – To jest kościół! Nikt nie zamierza cię oceniać. Ale jeśli to zrobią… cóż, spoliczkuję ich – uśmiechnęła się. – W każdym razie, słyszałam cię pod prysznicem. Jesteś wspaniała! – wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Chyba zwrócę moje śniadanie na środek kościoła – powiedziałam, rozszerzając oczy.
- Nie, nie zrobisz tego – westchnęła. Wtem Pete obwieścił o moim występie. Świetnie. Umrę. Do zobaczenia świecie. Byłeś na trochę miły.
_________________________
No i jak wam się podoba moje tłumaczenie ? Dobrze jest ?
Przepraszam że tak długo nie dodawałam ale całe dnie siedzę nad książkami albo pozwiązuje moje problemy :x..
Myślę że następny rozdział będzie za tydzień ;). Co do wyglądu to muszę jeszcze ogarnąć zakładki, chociaż nie wiem jak to zrobić.. lool.. Mogę liczyć na waszą pomoc ? Jeśli tak to piszcie na twitterze albo na asku .
No a co do obserwowanych to robię tak jak w poprzedniej notce
ZOSTAW KOMENTARZ ZE SWOJĄ NAZWĄ USERNAME A ZOSTANIESZ POINFORMOWANY O NOWYM ;)
No to chyba na tyle.
Kocham was, wasza @hibiebsx ♥
Kocham was, wasza @hibiebsx ♥
świetne <3 bardzo dobrze tłumaczysz :)
OdpowiedzUsuń@kasq_00
Świetny rozdział *.*
OdpowiedzUsuń@MMadridistaa
świetne opowiadanie , wciągające i ciekawe ;*
OdpowiedzUsuń@xfullofdream
Świetne, naprawde ;)
OdpowiedzUsuń@NatkaBelieber
Cieszę się że zaczęłaś znów tłumaczyć ten blog jest wspaniały dzięki i mam nadzieję że będziesz dodawać jak najczęściej xx.
OdpowiedzUsuńGenialne takie cieszę się że to tłumaczysz ^^ czekam na następny rozdział.Mogłabyś mnie informować ? @/luvmystratford
OdpowiedzUsuń